W gruncie rzeczy niczego mi nie brakuje, ale mam kilka takich “małych” marzeń jak nowy rower szosowy, Macbook czy zegarek Garmina. Anna śni o kompletnym zestawie do pielęgnacji twarzy marki Kiehl’s (cokolwiek to jest), płaszczu od Prady i skórzanej kurtce. Dodatkowo nie pogardziłbym drugim autem – dajmy na to 30-letnim BMW e28. Klasyk. I domem pod miastem, takim na weekendy. Kominek, wino, za oknem las, cisza i błogi spokój. Bajka. Wtedy to dopiero byśmy byli szczęśliwi! Wtedy to można by rzec – złapaliśmy Pana Boga za nogi!
Tam
Serce Afryki. Rwanda. Kraj nieopisanie piękny, nazywany Krajem Tysiąca Wzgórz. Niesamowita, jedyna w swoim rodzaju zieleń bijąca z pól niczym ostre, rażące w oczy zielone słońce. Wyjątkowa roślinność klimatu równikowego wypełniająca, wydawałoby się bezkresne, wzniesienia.
Uśmiech. Tysiące uśmiechów niczym tysiące wzgórz. Rwandyjczycy, którzy swoją serdecznością i nieskrywaną radością zaskakują absolutnie wszystkich turystów z całego świata. Jak to możliwe, zastanawiasz się w pierwszej chwili, kraj o tak dramatycznej historii. Kolonializm, bieda, głód, wreszcie ludobójstwo z 1994 r. W ciągu trzech miesięcy zamordowano tu prawie milion osób z plemienia Tutsi. Ofiarami byli cywile – mężczyźni, kobiety, dzieci, rzeź dotknęła wszystkich.
Teraz
Dzisiaj Rwanda jest jednym z lepiej rozwijających się krajów afrykańskich. Kigali uznawane jest za najczystsze miasto w Afryce (jest istotnie niesamowicie czyste). Nikt nie ogląda się już za siebie i nie rozdrapuje ran historii.
Jednocześnie kilka kilometrów od stolicy prawdziwe życie ukazuje inność tej części świata. Hipnotyzuje i zmusza do uruchomienia w głowie tych obszarów, które na co dzień, żyjąc w europejskich luksusach, tkwią gdzieś uśpione w dalekich zakamarkach mózgu.
Dzieci chodzące boso, w najlepszym razie, w rozpadających się klapkach. Pięcioletni chłopcy pracujący w polu. Roczne maluchy siedzące na klepiskach przed glinianymi domkami. Obrazki jak z okresu międzywojennego w Polsce – najmłodsi bawiący się na ulicy w toczenie koła przy pomocy patyka. Na podwórkach grupki dzieciaków, marzących pewnie o grze w Realu Madryt, kopiących jednak piłkę nie ze skóry, a ze związanych liści bananowca.
I najważniejsze. Ona. Warunkująca życie. Woda. Rodzinne wyprawy do studni lub rzeki, a potem powroty z pełnymi, zżółkłymi już baniakami umieszczanymi na głowach. Wodociąg w tych rejonach jest jak deszcz w porze suchej – nie spotykany.
Tu
Pokonując kolejne kilometry, siedząc w charakterystycznym afrykańskim busiku, bez opamiętania naciskałem spust migawki. Obrazy z tego dnia, dochodzące przez wizjer, utkwiły mi tak bardzo w pamięci, że kilka dni później siedząc w samolocie zamykałem oczy i widziałem tylko Tamten Świat.
Wielokrotnie w naszym życiu zdarzają się momenty kiedy narzekamy na swój los. Na to, że mamy za mało, że chcielibyśmy mieć więcej, lepiej i wygodniej. Niejednokrotnie zazdrościmy komuś np. nowego roweru (jak ja), nowego samochodu, czy wakacji na Kubie. Chcemy spełniać swoje ambicje, marzenia, dążyć do określonych celów. I bardzo dobrze! Trzeba się przecież rozwijać, zdobywać kolejne szczyty.
Trzeba jednak uważać, aby ta pogoń za “realizacją ambicji”, nie przysłoniła tego prawdziwego szczęścia. Tego, które spotyka nas na co dzień, a którego tak często nie zauważamy.
Gdyby miało nie być jutra
Kiedy jechałem przez rwandyjskie wioski, patrzyłem na ten afrykański koloryt, pomyślałem o rowerze szosowym, który oglądałem w Polsce przed wyjazdem. I sam przed sobą poczułem się po prostu głupio. Moje marzenie, umiejscowione zaledwie 8 godzin lotu od Rwandy, było totalnie oderwane od prawdziwego życia na czarnym lądzie. Bo nikt tam nie marzy o Kiehl’sie, Pradzie czy BMW. Tam marzą o wodociągu, prądzie i dostępie do lekarza.
To w jaki sposób myślimy oraz jak żyjemy jest sposobem przekazywania i kształtowania systemu wartości naszych pociech. Natomiast to jak podchodzimy do różnych spraw teraz, będzie w pełni owocować dopiero w przyszłości, w sposobie życia naszych dzieci. I te owoce będą dla nas słodkie lub kwaśne. W zależności w jaki stopniu zadbamy, aby rzeczy ważne nie przysłaniały tych mniej wartościowych. Pisałem już kiedyś o docenianiu tego, co mamy KLIK, ale teraz nabrało to dla mnie innego znaczenia. Pobyt w Afryce był dla mnie oczyszczający. Jak lodowaty prysznic, który pobudza krążenie krwi i powoduje, że nie można o nim zapomnieć.
Dlatego zamiast narzekać, na to czego mi brak, będę starał się codziennie doceniać to co mam. A jeśli obecność Boga, wspaniała żona, cudowny syn, dach nad głową, pewna praca i brak poważnych zmartwień nie jest największym szczęściem na ziemi, to co nim jest?